Do niedawna plan nauki był jedynie sposobem na fałszywe poczucie produktywności i bezpieczeństwa, że “jakoś się wyrobię z materiałem do egzaminu”. Prawie nigdy się z tym planem nie wyrabiałam i prawie zawsze gdzieś po kilku dniach miałam już taką obsuwę, że musiałam tworzyć następny. Postanowiłam poszukać lepszej metody zarządzania czasem.
Plan “przed egzaminem”
Ucząc się na ostatni moment nie masz szans nauczyć się i porządnie zapamiętać materiału do egzaminu (przynajmniej nie trwale), więc uczysz się w tym momencie jedynie po to żeby zaliczyć. Standardowy plan powtórek pomoże podzielić ilość materiału oraz przygotować strategię zdania egzaminu. Jeżeli jesteś w sytuacji podbramkowej i dosłownie pali ci się pod dupą, polecam na tym etapie zacząć od przejrzenia pytań z poprzednich egzaminów (jeżeli są dostępne). Rozplanuj na sam początek tematy (w miarę możliwości), które pojawiają się na egzaminie najczęściej. W miarę możliwości, postaraj się powtarzać je jak najczęściej jednocześnie z kolejnymi tematami. Tematy, które niemal nigdy nie pojawiają się na egzaminie zostawiłabym na sam koniec. Jeżeli uczysz się na bieżąco/masz czas żeby sobie powtórzyć materiał stanowczo odradzam na patrzenie na pytania przed przerobieniem materiału i polecam zrobić sobie plan opisany niżej. Po pierwsze, to, że pytania na teście się powtarzają, nie jest równoznaczne, z tym, że jest to jedyny czy szczególnie ważny temat (niektórzy wręcz celowo skupiają się na nieistotnych pierdołach). Po drugie zaglądając do pytań na tym etapie będziecie już nieświadomie ukierunkowani na osądzanie, do których tematów należy się przyłożyć, a które można sobie “troszkę” odpuścić. Przecież i tak o to nie pytają. Nie chodzimy na studia/do szkoły po to żeby zaliczyć egzaminy, tylko po to, żeby coś zrozumieć, nauczyć się i zapamiętać te informacje, a egzamin jest jedynie uśmiechem w naszą stronę żebyśmy mogli tą wiedzę zweryfikować i ewentualnie zmotywować się do nauki. Ja tak staram się myśleć o studiach. Oczywiście mam na myśli ważne i potrzebne przedmioty – ja na studiach nie mam i nigdy nie miałam zapychaczy.
Plan retrospektywny
Moim odkryciem jest plan retrospektywny. Odkryłam go na kanale Ali’ego Albdaala i od tej pory właściwie przestałam widzieć sens robienia innego planu. O co chodzi – zamiast planować co zrobimy, lepiej notować to co już zrobiliśmy. Na początku ciężko było mi się przestawić ponieważ plan “tego dnia robię to, następnego tamto” daje jakieś poczucie porządku. Natomiast w momencie gdy przestawiłam się na naukę na bieżąco zgodnie z każdym wykładem, ten plan zaczyna mieć dużo więcej sensu. Zaległe rzeczy po prostu dopisuje z dużym wyprzedzeniem do kalendarza i zamiast przerabiania konkretnego tematu, uczę się X czasu. Dzięki temu nie spieszę trudnych tematów żeby być z planem, po prostu uczciwie siadam do nauki i przerobione tematy dopisuje do planu.
Dużym plusem jest jego prostota – można go zrobić w google sheets, excelu, goodnotes..


Kodowanie kolorami stanu naszej wiedzy pozwala:
- Zaplanować następną powtórkę. Aby jak najlepiej zapamiętać materiał musimy go troszkę zapomnieć, na tyle by powtórka wymagała od nas aktywnego przywołania (active recall – neurons that wire together fire together). Właśnie to irytujące uczucie, że prawie coś pamiętamy i wysiłek przypomnienia sobie ten informacji sprawia, że ta informacja trafi do pamięci długotrwałej. Jeżeli dany temat pamiętamy “słabo/tak sobie”, zaplanowałabym następną powtórkę następnego dnia lub w ciągu najbliższych dwóch dni żeby nie zapomnieć zbyt wielu informacji i nie tracić zbyt wiele czasu na ponowną naukę. Jeżeli pamiętam “dobrze”, ustawiam sobie powiadomienie na za kilka dni (3-5). Po tych kilku dniach, otwieram Anki i jedyne co muszę zrobić to przebrnąć przez zestaw fiszek, który powinien być stworzony dnia 1.
- Śledzić progres – mogę ocenić swój postęp w skali tygodnia, miesiąca, semestru.
- Skupić się na tematach, które sprawiają mi największą trudność i wracać do nich częściej.
Czasami proste rozwiązania są najlepsze.
One thought on “Plany nauki”